Z tym aktorem to jest w sumie śmieszna sprawa, bo wcześniej ludzie narzekali, że wciąż gra tę samą osobę w każdym filmie (wiecie - takiego Teksańczyka - alvaro), do czasu aż nadszedł czas detektywa. Kiedy zagrał jako Rust wszyscy zaczęli widzieć w nim prawdziwego aktora. Wow! Nawet ja spojrzałem na niego inaczej. Ale tak sobie myślę, że chyba za bardzo wczuł się w rolę strapionego życiem detektywa, bo od tamtej roli, w każdym filmie w jakim się pojawi, takiego gra. Czyli McConoughey po prostu odświeżył swój "profil" i teraz zamiast grać głupkowate role będzie grał wiecznie znudzonego człowieka?