Na nowy film Marka Koterskiego musieliśmy czekać aż 5 lat. Tym razem twórca "Dnia świra" zaserwował nam projekt o wdzięcznym tytule "Baby są jakieś inne". "Baby" to półtoragodzinny film drogi.
"Baby" to półtoragodzinny film drogi. Oto poznajemy Jednego (Adam Woronowicz) i Drugiego (Robert Więckiewicz), którzy jadąc samochodem (nie wiem jakim, jestem tylko babą), możliwe, że dla zabicia podróżnej nudy lub podzielenia się swoimi spostrzeżeniami i myślami, dywagują na temat kobiecej natury, sprzeczności w ich zachowaniu czy omawiają długą listę wad istot z Wenus. Krótko mówiąc, stwierdzają, że baby są jakieś inne.
Rozmowa Jednego i Drugiego sprawia wrażenie wewnętrznej rozmowy jednej i tej samej osoby. Jeden to wyważony głos rozumu, a drugi to głos serca, który jest bardzo ekspresyjny, bezpośredni w swoich osądach i aby sobie ulżyć używa dużej porcji krwistego języka. Jeden potulnie słucha, analizuje to, co przed chwilą udało mu się usłyszeć i spokojnie odpowiada swojemu rozemocjonowanemu rozmówcy, zwykle podając przy tym bardzo dokładne statystyki i badania, które jeszcze bardziej obnażają babską naturę. Wrażenie to potęguje nocna sceneria i mrok panujący w pojeździe oraz dobrze dobrana muzyka.
Woronowicz i Więckiewicz swobodnie wcieli się w kreacje stworzone przez scenarzystę i reżysera, Marka Koterskiego. Dialogi były wypowiadane, jakby bez wysiłku i zachowane w konwencji - albo z pełną powagą i skupieniem, albo pełne emocji i wulgaryzmu. Oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu forma konwersacji tych dwóch panów. Wypowiedzi są z pozoru chaotyczne, z błędami stylistycznymi, powtórzeniami czy błędami gramatycznymi. Fani poprzednich filmów Koterskiego nie będą zawiedzeni.
"Baby" to raczej film z gatunku "albo go kocham, albo go nienawidzę". Bo oto dowiadujemy się, co irytuje mężczyzn w nas - babach. To, że nie potrafimy prowadzić samochodu, mamy nieład w torebce czy odsuwamy dzieci od ojców. A oni są tacy biedni, kochają nas, ale nie potrafią nas zrozumieć. Lecz podczas tej burzy mózgów można się subtelnie zorientować, że tak naprawdę nie tak bardzo się różnimy (Drugi opowiada o skandalicznym zachowaniu bab, nadzwyczajnej w świecie nie zakrywamy buzi podczas ziewania, a w tym czasie Jeden robi to samo, a mimo to przyznaje Drugiemu rację).
Jeśli spojrzymy na ten film z pewną rezerwą i nie będziemy interpretować go dosłownie, to wyjdzie nam opowieść o tym, że dla facetów jesteśmy bardzo tajemnicze i oni po prostu starają się nas choć w części zrozumieć. Kochają nas, jesteśmy powodem, dla którego wstają z łóżka i nie potrafią bez nas żyć.
Twórcy zadedykowali ten film Babom. W imieniu bab dziękuję i skromnie puszczam oko w stronę środowiska filmowego i czekam teraz na film pokroju "Faceci są jacyś inni". Z chęcią pójdę na to do kina.